A właściwie świstakowych ostatnie parę tygodni…
Pobudka, kawa, jakieś śniadanie, komputer. Parę godzin na uczelni. Powrót, kawa, obiad, komputer, kawa, komputer, kawa, kawa, komputer, prysznic i spać. Zastanawiam się co szkodzi mi bardziej – ilość godzin spędzonych przy komputerze, czy przedawkowanie kofeiny…?
Mam nadzieję, że to już ostatni z takich tygodni. Dziś miałam swoje ostatnie zajęcia, jeszcze jutro wykład i koniec. Semestr inżynierski ma swoje plusy – głównie to, że trwa jedynie 10 tygodni. Jakkolwiek mam wrażenie, że kiedy musiałam spędzić na uczelni na prawdę cały dzień i miałam jakieś dodatkowe obowiązki – miałam na wszystko więcej czasu. A przecież miałam zajęcia z francuskiego, tańce, dawałam korki z matematyki… Zauważyłam, że im więcej mam do zrobienia w ciągu dnia, tym lepiej sobie radzę. Inaczej wszystko mi się rozwleka, a czas potrafi przeciekać przez palce.
Nie mogę się doczekać styczniowych zajęć z tańca towarzyskiego Tym bardziej, że wiele już zdążyłam zapomnieć, a ostatnio nie mam okazji, żeby sobie tę pamięć odświeżyć.
Nie mogę się doczekać jeszcze paru innych rzeczy – końca wszelakich zaliczeń, egzaminu inżynierskiego i obrony pracy dyplomowej. I nawet nie, żeby się tym stresować – tylko chciało by się mieć to już wszystko z głowy. A co dalej? Plany się klarują, kilka opcji do wyboru każda ma swoje plusy i minusy. Cokolwiek postanowię – wiem, że będzie dobrze. Jakoś tak czuję przez skórę, że nie może być inaczej
A co do mojego skromnego garderobianego entourage’u: zakupiłam wczoraj zimowy płaszcz. Prosty, elegancki w jasnym kolorze, takim mysio-popielatym . W dodatku w pierwszym sklepie, do jakiego weszłam, czym zaoszczędziłam sobie sporo czasu i uniknęłam słuchania świątecznych szlagierów w kilkunastu galeriowych sklepach
A teraz kawa i “modelowanie akustyczne studiów nagraniowych”. Po sesji przechodzę na kofeinowy odwyk…
Pobudka, kawa, jakieś śniadanie, komputer. Parę godzin na uczelni. Powrót, kawa, obiad, komputer, kawa, komputer, kawa, kawa, komputer, prysznic i spać. Zastanawiam się co szkodzi mi bardziej – ilość godzin spędzonych przy komputerze, czy przedawkowanie kofeiny…?
Mam nadzieję, że to już ostatni z takich tygodni. Dziś miałam swoje ostatnie zajęcia, jeszcze jutro wykład i koniec. Semestr inżynierski ma swoje plusy – głównie to, że trwa jedynie 10 tygodni. Jakkolwiek mam wrażenie, że kiedy musiałam spędzić na uczelni na prawdę cały dzień i miałam jakieś dodatkowe obowiązki – miałam na wszystko więcej czasu. A przecież miałam zajęcia z francuskiego, tańce, dawałam korki z matematyki… Zauważyłam, że im więcej mam do zrobienia w ciągu dnia, tym lepiej sobie radzę. Inaczej wszystko mi się rozwleka, a czas potrafi przeciekać przez palce.
Nie mogę się doczekać styczniowych zajęć z tańca towarzyskiego Tym bardziej, że wiele już zdążyłam zapomnieć, a ostatnio nie mam okazji, żeby sobie tę pamięć odświeżyć.
Nie mogę się doczekać jeszcze paru innych rzeczy – końca wszelakich zaliczeń, egzaminu inżynierskiego i obrony pracy dyplomowej. I nawet nie, żeby się tym stresować – tylko chciało by się mieć to już wszystko z głowy. A co dalej? Plany się klarują, kilka opcji do wyboru każda ma swoje plusy i minusy. Cokolwiek postanowię – wiem, że będzie dobrze. Jakoś tak czuję przez skórę, że nie może być inaczej
A co do mojego skromnego garderobianego entourage’u: zakupiłam wczoraj zimowy płaszcz. Prosty, elegancki w jasnym kolorze, takim mysio-popielatym . W dodatku w pierwszym sklepie, do jakiego weszłam, czym zaoszczędziłam sobie sporo czasu i uniknęłam słuchania świątecznych szlagierów w kilkunastu galeriowych sklepach
A teraz kawa i “modelowanie akustyczne studiów nagraniowych”. Po sesji przechodzę na kofeinowy odwyk…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz